Co u nas słychać?

Zmiany zaczynajmy od siebie. Prosta recepta na życie zero waste dla każdego.

Kasiu, czy przekonujesz innych do życia zgodnie z zasadami zero waste? Z jakim skutkiem? Jakimi metodami?

Przede wszystkim należy od tego zacząć, że nie warto przekonywać innych na siłę. Takie działanie przynosi odwrotny skutek! Najlepiej robić swoje i być może po cichu liczyć na to, że inni to kiedyś podchwycą.

Tu jednak dochodzimy do tematu, ile jesteśmy w stanie zdziałać dla środowiska sami, a ile powinien zrobić za nas szeroko pojęty system rozumiany jako uwarunkowania prawne i gospodarcze. Myślę, że wbrew sceptycyzmu niektórych, ja, ty, my razem - jako jednostki - jesteśmy w stanie zdziałać całkiem sporo. Jeśli ograniczymy generowanie odpadów poprzez proste rzeczy, jak zakupy do własnych worków i pojemników, wybór produktów lokalnych, ograniczymy użycie jednorazowych opakowań, zaczniemy kompostować - zmienia się nasza świadomość wobec środowiska, pielęgnowane są nawyki, które w globalnej skali mają duże znaczenie.

Od świadomości do zmian systemowych jeszcze długa droga, ale jeśli nie zaczniemy działać najpierw sami, jest to mało prawdopodobne, że jako społeczeństwo zrozumiemy konieczność szerokich zmian w prawie. Takich, które pozwolą nam na usankcjonowanie mechanizmów mających na celu dbanie o czystość najpierw w naszej gminie, województwie, kraju, a potem w Unii Europejskiej i szerzej, na całym świecie.

Załóżmy, że zwykły Kowalski postanawia od dzisiaj prowadzić życie zgodnie z zasadami zero waste. Od czego powinien zacząć? Zaznaczmy też, że jest to osoba pracująca, mająca rodzinę i wiele codziennych obowiązków. Czy da się wprowadzać zmiany w prosty, szybki sposób?

Najlepiej zaczynać od małych kroków, ale takich, które rzeczywiście robią różnicę. Ja zachęcam, by najpierw rozejrzeć się wokół siebie i zobaczyć, jakich odpadów powstaje u nas najwięcej. Jeśli Pan Kowalski pije dużo wody z plastikowych butelek, może zechce przejść na kranówkę albo wodę z dzbanka filtrującego. Jeśli jego problemem będą foliówki, może skorzysta z wielorazowych woreczków i zacznie brać własną torbę na zakupy? A jeśli większym wyzwaniem jest marnowanie jedzenia, może zacznie planować posiłki i w gotowaniu wykorzystywać najpierw zapasy. Opcji jest sporo, tylko warto sprawdzić, co u nas rzeczywiście będzie miało zastosowanie.

A co, gdy nasz Kowalski wyjeżdża na wakacje? Podczas urlopu zazwyczaj dajemy sobie więcej swobody, odstępstwa od codziennych przyzwyczajeń (także tych korzystnych) traktujemy z przymrużeniem oka. A przecież wszyscy chcemy odpoczywać w otoczeniu czystej przyrody. Jakie są Twoje patenty na wakacje zero waste?

Tu jest duże pole do popisu! Na pewno zawsze sprawdzam, czy w miejscu, do którego jadę, jest kranówka zdatna do picia. jeśli nie, to od razu przyzwyczajam się do myśli, że jednak wypiję wodę z plastiku. Ewentualnie można zaopatrzyć się w specjalne tabletki uzdatniające wodę.

Na wyjazd zabieram ze sobą: bidon na wodę, przenośny kubek/termos na ciepłe napoje, owijki na kanapki, pojemniki z pokrywką - na jedzenie na wynos, własne turystyczne sztućce i woreczki, torby na zakupy. Jeśli chcę pić napoje przez słomkę, biorę swoją, wielorazową (metalową lub z bambusa). I przede wszystkim unikam jednorazowych opakowań.

Pamiątki z wakacji to też wyzwanie. Staram się nie kupować tandetnych suwenirów, tylko cieszyć się zdjęciami i wspomnieniami. Ewentualnie kupuję coś, co mi się na pewno przyda w domu. Najlepszy suwenir to wyrób lokalnego rzemiosła - nasz zakup wspiera przy okazji lokalną społeczność i miejscowych wytwórców.

Na swoim blogu dzielisz kategorie wpisów według tematyki: jedzenie, kosmetyki, porządki, ubrania itd. Wynika z tego, że koncepcja zero waste odnosi się do wielu sfer naszego życia. Jak te zmiany przebiegały się w Twoim życiu? Zrobiłaś jedną, wielką rewolucję? Czy po kolei przechodziłaś do kolejnych obszarów?

Ja sama zaczęłam od kuchni, ale zaraz potem były ubrania i łazienka. W kuchni ograniczyłam jednorazowe plastiki, ale też marnowanie jedzenia. Zaczęłam kompostować, żeby resztki i obierki również miały sposób na drugie życie.

Z ubraniami miałam nie lada wyzwanie. Był czas, kiedy robiłam czystki w szafie. Wyciągnęłam z niej ubrania na środek pokoju i sprawdzałam, które są mi nadal potrzebne, które lubię i noszę, a z którymi lepiej się pożegnać. Uzbierałam 12 worków ubrań i ...miałam bardzo duży mentalny problem, żeby się ich pozbyć. Czułam się winna, że kupowałam rzeczy bez większego sensu, na ich produkcję zużyte były surowce, praca rąk ludzkich często w ciężkich warunkach, a ja je tak lekceważę. I teraz muszę wyrzucić! To był zwrotny moment. Postanowiłam zainicjować miejsce, w którym będziemy mogli wymieniać się ubraniami i innymi rzeczami. Tak powstały giveboxy, a rok później freeshop Po-Dzielnia.

Jesteś mamą. Jak do tematu zero waste podchodzą Twoje dzieci? W jaki sposób uczysz je życia zero waste? Będąc w domu, gdzie takie wybory/zachowania są normą, łatwiej jest naturalnie zaszczepić w dzieciach dobre nawyki. Jednak, jak tłumaczyć najmłodszym co jest dobre, a co złe, kiedy dookoła – sklepy, reklamy, podwórko, nawet szkoła, wciąż kuszą kolorowe zabawki, gadżety, niezdrowe przekąski?

Oczywiście, to nie takie łatwe wychować dzieci na nasz wzór czy wyobrażenie. I zresztą, nie do końca o to chodzi. Dzieci to odrębne od nas istoty i mają prawo do kreowania swojej osobowości w im właściwy sposób. Możemy mieć jednak wpływ na to, jak żyjemy jako rodzina, jakie zachowania uznawane są jako norma, jakie zwyczaje wprowadzamy pod nasz dach.

Często rozmawiam z dziećmi na temat śmieci, ale ostatnio myślę, że im częściej to robię, tym bardziej ich zainteresowanie słabnie. Wolę więc myśleć, że mój, a w zasadzie nasz - z mężem - styl prowadzenia domu podskórnie wpływa też na nich. Nie indoktrynuję, tylko działam na miękko. Są też konkrety: zamiast słodyczy w plastiku kupuję te zdrowsze, na wagę, proponuję też kupowane luzem suszone owoce. Moje dzieci uwielbiają figi i morele! Jasiu dostaje do szkoły kanapki w wielorazowej owijce, herbatę w termosie i jogurt w szklanym słoiczku.

Pozostaje temat zabawek, który czasem ciężko mi przeskoczyć, żeby nie oceniać negatywnie dziecięcych marzeń i pragnień. Tłumaczę im zawsze, żeby wybierały zabawki bez folii albo takie, którymi będą się bawić długo, ale nie zawsze to działa. Ostatnio padliśmy ofiarą mody na małe zabaweczki, które kolekcjonują dzieci  w szkole. Kupiliśmy kilka sztuk i mam nadzieję, że na tym ta fascynacja się zakończy.

Na swoim blogu promujesz społeczne inicjatywy zgodne z zero waste, publikujesz wywiady z osobami, które inspirują innych do życia w ten sposób. Czy mogłabyś wymienić trzy pomysły, które Twoim zdaniem sprawdziłyby się w każdej społeczności lokalnej? Których wdrożenie jest na tyle proste, aby nawet mała grupa mogła zainicjować działanie zero waste na „swoim podwórku”?

To proste! Sąsiedzki kompostownik, givebox do dzielenia się rzeczami i kooperatywa spożywcza! Każda z tych inicjatyw jest wspólnototwórcza, w każdej działamy na zasadzie wzajemnego zaufania i każda uczestniczy w jakiś sposób w ekonomii cyrkularnej.

Wróćmy do bardziej ogólnych wniosków dotyczących działań na skalę całego kraju. Jakich według Ciebie działań brakuje w naszym społeczeństwie, aby ludzie chętniej, z własnej inicjatywy podejmowali świadome działania na rzecz środowiska? Czy jest to kwestia samej edukacji? Czy potrzebujemy więcej autorytetów, inspiracji?

Potrzebujemy, żeby mówić o faktach, pokazywać nasz realny negatywny wpływ na środowisko, ale nie po to, by obwiniać siebie nawzajem, tylko by mieć wyobrażenie o rzeczywistej sytuacji. To po pierwsze. Po drugie, myślę, że warto wrócić do promowania idei “rozsądnego gospodarowania”, które jest bliższe skórze wielu osób niż obco brzmiące “zero waste”. I po trzecie, jeśli zobaczymy idące na naszymi zmianami konkretne działania wychodzące od prawodawców, dopiero nastąpi pożądana synergia dająca prawdziwy efekt skali. A wszystko po to, żeby nasz Kowalski nie musiał budzić się w środku nocy z obawą, że świat zaraz się skończy.

Podziel się: